30.07.2015

ATRAKCJE DZIECIĘCE W NORMANDII

Wracam po przerwie w blogowaniu, która minęła mi na podróżowaniu po miejscach, o których w najbliższym czasie z przyjemnością napisze na blogu. Jak już wspominałam tutaj na jakiś czas zrezygnowaliśmy z międzykontynentalnych podróży i wyruszyliśmy do północnej Francji.
Jak zwykle plan podróży skroiliśmy pod potrzeby nasze i Najmłodszego. Zgodnie z naszymi oczekiwaniami Normandia śpiewająco zdała egzamin z zapewniania rozrywek ruchliwemu Dwulatkowi.
Sprawdziła się w wersji "dużych" (w sensie, czasochłonnych, całodziennych) atrakcji, ale przede wszystkim jako otoczenie przyjazne dzieciom, gdzie w miarę potrzeb, bez konieczności specjalnych poszukiwań, znajdziemy aktywność dla malucha.

Co więc można robić w Normandii z dzieckiem?
1. Jeździć na karuzelach.
Brzmi banalnie i ktoś zapyta, po co przemierzać w tym celu całą Europę, ale francuskie karuzele, umiejscowione w centrum każdej odwiedzanej miejscowości, mają w sobie magię urzekającą dorosłych, a co dopiero małego chłopca. Po pierwsze można jednocześnie spełnić fantazje o byciu kierowcą, pilotem, motorniczym, rycerzem czy kowbojem (a takie mam wrażenie marzenia jednocześnie zaprzątają głowę naszego Jasia), poza tym, przejażdżka odbywa się w rytmie klasycznych melodii, co zamienia ją w małe show i wreszcie cena jest stosunkowo niewielka (im więcej rund, tym taniej), więc nie ma ryzyka nadmiernego nadszarpnięcia rodzinnego budżetu, a zabawa jest niepowtarzalna. My zazwyczaj zaczynaliśmy zwiedzanie miasteczka od przejażdżki karuzelą i tam też kończyliśmy, po czym Jaś zazwyczaj padał ze zmęczenia w aucie.
Jedna przejażdżka na karuzeli kosztowała zazwyczaj 2 euro (pakiet 10 - 15 euro), opłata obejmowała również opiekuna.

2. Jeździć "pociągami" miejskimi.
W turystycznych miasteczkach jedną z atrakcji jest zazwyczaj mały "pociąg" z wagonikami (faktycznie pojazd przypominający meleks z doczepionymi wagonami), którym można dostać się w bardziej oddalone miejsca. Skorzystaliśmy z tej formy zwiedzania m.in. w Étretat, gdzie wjechaliśmy na klif, a potem z pomocą tuli schodziliśmy już pieszo malowniczą ścieżką w dół. Podróż trwa zazwyczaj nie więcej niż godzinę i poza atrakcją dla malucha ma też swój wymiar praktyczny - znacząco skraca czas dotarcia w interesujące nas miejsca. Zazwyczaj dzieci do lat 3 podróżują bezpłatnie, dla dorosłych ceny wahały się między 3 a 5 euro.

3. Spędzić dzień na plaży
Plaże Normandii nie mają sobie równych. Mnie zachwyciły chyba nawet bardziej niż te tropikalne, które odwiedzaliśmy w Tajlandii czy Birmie. Plaże przede wszystkim są bardzo szerokie - w niektóre dni w czasie odpływu, aby zamoczyć nogi w wodzie trzeba było iść blisko kilometr! Ze względu na dużą różnicę poziomu wody podczas przypływów i odpływów, morze wyrzuca na brzeg sporo kamieni i muszli, które stanowiły dodatkową atrakcję dla Jasia. Klimat w tej części Francji jest też dużo bardziej umiarkowany co sprawia, że upały zdarzają się rzadko, więc bez obaw można wylegiwać się na plaży cały dzień. Wielkość plaż sprawia też, że nie ma mowy o tłumach i każdy znajdzie dla siebie przestronne miejsce na odpoczynek.






4. Odwiedzić miejscowe place zabaw i parki
Nie wiem, czy to sezon wakacyjnych wyjazdów, czy po prostu inne zwyczaje co do sposobu spędzania czasu z dziećmi, ale place zabaw, które odwiedziliśmy w Normandii, często zlokalizowane w centrum tętniących życiem miasteczek, zazwyczaj były prawie puste. Jasiu mógł więc do woli korzystać z miejscowych "czasoumilaczy", a my chętnie połowę widzianych rozwiązań widzielibyśmy na naszym osiedlowym skwerze. Trochę więcej ludzi widywaliśmy w parkach, gdzie chodziliśmy grać w piłkę, ale i tak miejsca te stawały się dla nas codzienną formą ucieczki od zgiełku turystycznych miejsc. Wizyta w takich miejscach to również okazja poobserwowania codziennego życia miejscowych - zawsze z przyjemnością oddaje się takim "badaniom terenowym":).
tu akurat plac zabaw w Petit France w Strasburgu, w drodze do Normandii

5. Zwiedzać historyczne miejsca związane z bitwą w Normandii.
Trudno mówić o poznawaniu historii II Wojny Światowej przez Dwulatka, ale odwiedzając kilka miejsc upamiętniających wydarzenia sprzed ponad 70 lat można skupić uwagę Małego Podróżnika na pojazdach i samolotach z czasów wojny. Michał z Jasiem odwiedzili między innymi muzeum w Saint Mere Eglise (Airborne Museum). Pojechaliśmy też zobaczyć zachowane częściowo stanowiska artyleryjskie na Pointe du Hoc (pomiędzy plażami Omaha, a Utah), gdzie można było przejść okopami, czy zobaczyć bunkier od środka.

Mając takie zaplecze atrakcji dla Najmłodszego ustaliliśmy sobie w miarę stały plan dnia. Po wstaniu udawaliśmy się na śniadanie do pobliskiej boulangerie, potem, wykorzystując do tego również przedpołudniową drzemkę Jasia, zwiedzaliśmy ciekawe dla nas miejsca, z przerwami na karuzelę, czy plac zabaw, a po obiedzie relaksowaliśmy się na plaży, w parku czy też znowu szliśmy na jakiś plac zabaw. W ten sposób my zobaczyliśmy wszystkie zaplanowane miejsca, a Jasiu otrzymał solidną porcję dziecięcych rozrywek, co stanowi idealny przepis na udane rodzinne wakacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz