21.03.2015

MITY NA TEMAT PODRÓŻOWANIA PO JAPONII

Od naszej podróży do Japonii minęło już kilka miesięcy. 
Pozostając w zachwycie opowiadam o Japonii każdemu, kto tylko zechce słuchać. Zauważyłam, że każda rozmowa, zazwyczaj w początkowym jej stadium, dotyczy rozprawienia się z mitami krążącymi na temat Japonii i Japończyków, a tym samym podróżowania po kraju kwitnącej wiśni. Planując podróż sami też zetknęliśmy się z opiniami, które na szczęście okazały się być dalekie od prawdy.
Zastanawiam się natomiast ile osób skutecznie zniechęca się do wyjazdu pod ich wpływem?
Mając misję wysłania do Japonii każdego, kto lubi podróże (to jeden z tych krajów, tak różnych od pozostałych, że każdy powinien go odwiedzić) postanowiłam rozprawić się z najpopularniejszymi mitami na jej temat.
Kioto, Kinkaku-ji
1. Tam jest strasznie drogo!
To jedno z tych stwierdzeń, które sprawiły, że ostrożnie podchodziliśmy do (mojego) pomysłu wakacji w Japonii. Uwierzyliśmy obiegowym opiniom, że jest drogo (jeszcze z geografii pamiętam opowieść o pieczywie za 40 PLN). I teraz nie wiem - czy to Japonia potaniała, czy też w Polsce wzrosły ceny, ale nie znaleźliśmy żadnego potwierdzenia tej tezy.
Bilety lotnicze kupiliśmy w niezłej cenie - zapłaciliśmy 2300 PLN za osobę, lot Emirates, bilety kupione cztery miesiące przed podróżą. Drogo? Naszym zdaniem nie. Za podróż do Tajlandii zapłaciliśmy więcej, a lecieliśmy Lufthansą oferującą dużo niższy standard usług. Biorąc pod uwagę odległość wyspy, to cena nie wydaje się wygórowana.
Hotele? Najwięcej zapłaciliśmy za hotel w centrum Kioto (3 minuty spacerem od dworca kolejowego). Wybraliśmy pokój urządzony w stylu japońskim, z bardzo dobrymi ocenami na booking.com. Płaciliśmy 300 PLN za noc, co odpowiada cenom noclegów w Madrycie, Paryżu czy Rzymie.
W Hiroszimie mieszkaliśmy w hotelu o standardzie Novotela płacąc niecałe 200 zł. Na "luksus" pozwoliliśmy sobie w Kinosaki Onsen, gdzie za apartament w stylu japońskim połączony z karnetem do wszystkich onsenów zapłaciliśmy ok 100 euro. Pokój był ogromny, odebrano nas z dworca i przez cały pobyt obsługiwano jak cesarską parę.
Jedzenie? Ceny w piekarniach, ciastkarniach, supermarketach, w których kupowaliśmy śniadania były nieznacznie wyższe od tych w Polsce, sushi tańsze i lepszej jakości, kawa zazwyczaj tańsza, owoce też, zimne napoje,dostępne w automatach na każdej ulicy, w cenie 2-3 PLN za puszkę.
Największym jednorazowym wydatkiem okazał się zakup Japan Rail Pass (w opcji 14-dniowej, 300 euro), ale dzięki temu mogliśmy zobaczyć aż tyle w ciągu zaledwie 2 tygodni. Z perspektywy czasu myślimy, że przy lepszym planowaniu trasy wystarczyłby Pass 7-dniowy, co jeszcze obniżyłoby koszty (220 euro). W tej cenie odbyliśmy kilkanaście podróży pociągiem po regionie Kansai, w tym 2 przejazdy shinkansenem. Drogo? Taniej niż nasze polskie Intercity.
Oczywiście nasze japońskie wakacje wydają się drogie w porównaniu do podróży po Kambodży, gdzie za dobry hotel płaciliśmy 5 dolarów, ale podliczając wszystkie wydatki jesteśmy pewni, że za wakacje w podobnym standardzie we Francji, Hiszpanii, Włoszech...czy nad polskim morzem w sezonie, wydalibyśmy tyle samo.
lobby w hotelu w Kinosaki Onsen
2. Japończycy są mało przyjaźni i zdystansowani.
Trudno mi dokonywać analizy psychologicznej nacji po tak krótkim pobycie, ale moim zdaniem stosunek Japończyków do turystów jest fantastyczny. Owszem, przez cały pobyt tylko raz zdarzyło nam się, że ktoś zaczepił nas na ulicy i rozpoczął rozmowę w stylu "small talk", ale nigdy i nigdzie nie poczuliśmy się źle potraktowani. Wszystko w Japonii jest tak świetnie zorganizowane, że bez problemu odnajdywaliśmy się w codziennych sytuacjach, a kiedy potrzebowaliśmy pomocy, zawsze spotykaliśmy kogoś życzliwego. Już pierwszy spacer po Kioto uświadomił nam, jak bardzo japońska ulica różni się od "uśmiechniętej" nowojorskiej, ale z drugiej strony taka powściągliwość w okazywaniu emocji cechuje też chyba nas, Polaków, więc mogliśmy się poczuć jak w domu ;).

3. Nie będziecie mieli chwili spokoju: wszędzie "japońscy turyści"
Trudno mi powiedzieć skąd stereotyp o trudnych japońskich turystach. Może chodzi o to, że w Europie podróżują w zorganizowanych grupach i na ulicach widywani są rzeczywiście w licznych grupach z nieodłącznym atrybutem w postaci drogiego aparatu fotograficznego? Nawet w najbardziej turystycznej Miyajimie nie spotkaliśmy tłumów. Owszem, Japończycy bardzo dużo podróżują, ale poza tym, że rzeczywiście robią mnóstwo zdjęć starają się sobie nie wchodzić w drogę. To też dzięki ich stylowi zwiedzania mogliśmy doświadczyć piękna ciszy i spokoju japońskich ogrodów czy świątyń w Kioto.

4. Nie dogadacie się - wszędzie niezrozumiałe znaczki
Tu przyznaję, że miałam swoje obawy. Przezornie zapakowałam do plecaka ICOON, który pomógł nam parę razy w Indiach, ale ani razu nie potrzebowałam z niego skorzystać. Na dworcach, lotniskach,czy w metrze wszystkie komunikaty podawane są w po japońsku i po angielsku. Pracownicy tychże miejsc byli w stanie udzielić nam odpowiedzi po angielsku, lub uprzejmie odsyłano nas do informacji turystycznej. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że największą barierą językową jest brak życzliwości, czego absolutnie nie można zarzucić Japończykom

5. Różnica czasu was wykończy
Myślę, że  trzeba się po prostu dobrze przygotować i dać sobie czas. Jaś zaadaptował się doskonale, ja miałam ciężki pierwszy dzień, stąd niewiele pamiętam ze zwiedzania Gion, ale potem już było super. W Japonii przesunęliśmy zegarki aż o 9 godzin, ale nie było to bardziej uciążliwe niż podczas podróży do Indii czy Wietnamu.

6. Japonia to betonowa pustynia - co to za wakacje?!
Grunt to równowaga. Za cel podróży obraliśmy dość gęsto zaludniony region Kansai, blisko połowę pobytu spędziliśmy w Kioto, ale zwiedzaliśmy głównie świątynie i ogrody. Zadbaliśmy też o pobyt w spokojniejszym Kinosaki Onsen, spędziliśmy też dzień na plaży. Męcząca okazała się być jedynie Osaka, ale z niej także uciekliśmy do sennego, górskiego Koyasan.
Kinosaki Onsen

Kanazawa
Osaka
7. Padniecie z głodu - tylko sushi i wodorosty.
Jeśli chodzi o kuchnię japońską, to rzeczywiście skończyło się głównie na sushi przetykanym sashimi (z krótką przerwą na okonomiyaki w Hiroshimie). Już pierwszego dnia przekonaliśmy się, że prawdziwe japońskie sushi jest tak doskonałe, że poszukiwania miejsc na obiad czy kolację (a czasem i śniadanie) kończyły się niechybnie ucztą w sushi barze.

Dlaczego aby przekonać się, że to wszystko o czym napisałam powyżej mija się z prawdą musiałam tam najpierw pojechać? W końcu w dzisiejszych czasach większość krajów świata prowadzi kampanie wizerunkowe w mediach, mające zachęcić turystów do przyjazdu.
Tymczasem według danych statystycznych Japonię w 2013 roku odwiedziło zaledwie niewiele ponad 10 milionów zagranicznych turystów (dla porównania w Polsce było ich ponad 15 milionów). Co ważne, dane te nie zmieniły się znacząco po trzęsieniu ziemi w 2011 roku, nie można więc niedużej liczby turystów wytłumaczyć strachem przed żywiołem i skażeniem. Myślę, że, inaczej niż ma to miejsce w przypadku krajów europejskich walczących o turystów, Japończykom po prostu nie zależy na nadmiernym otwarciu. Analizy nastrojów społecznych, które czytałam przygotowując się do podróży wskazują, że jeśli można mówić o jakiś skutkach katastrofy z 2011 roku, to jest to tendencja do izolacji, skupienia się na sprawach wewnętrznych. Być może to sprawia, że nie zabiegają o przybyszów z zewnątrz.
Tak czy inaczej, ja gorąco zachęcam do podróży i zapewniam - niezależnie od społecznej otwartości Japończycy to przemili ludzie żyjący w fascynującym kraju, który po prostu trzeba zobaczyć.

Kioto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz