3.03.2015

A HOME AWAY FROM HOME, CZYLI O MOCY RUTYNY

Nie jesteśmy domatorami. Z naszym mieszkaniem zaczęłam się zaprzyjaźniać tuż przed porodem, kiedy ze stertą książek do przeczytania zaległam w fotelu. Pierwsze miesiące życia z Najmłodszym sprawiły jednak, że coraz częściej zamiast "nasze mieszkanie" myślałam i mówiłam: "Nasz Dom".
I chyba się starzeję, bo powrocie z Birmy po raz pierwszy szczerze się ucieszyłam, że już jesteśmy w domu i wracamy do zwyczajnego rytmu.

Moje zaprzyjaźnianie się z domem to jednak przede wszystkim efekt patrzenia na nie oczami Jasia. Dla niego nasze M3 jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie, miejscem gdzie ładuje baterie, ale też miejscem kontrolowanych eksperymentów i przygód. I zdecydowanie tu się czuje najlepiej.
Wiedząc to wszystko, wyjeżdżając z domu, nieważne czy na 3 tygodnie czy na weekendowe wypady, zabieramy ze sobą rzeczy, które kojarzą mu się z domem: ulubione zabawki, przedmioty. Pilnujemy też przestrzegania rytuałów i, w miarę możliwości, rytmu właściwego dla czasu spędzanego u siebie.
Jak udaje się nam stworzyć namiastkę domu na czas podróży?
Po pierwsze zabawki: gdy zbliża się kolejna podróż uważnie obserwujemy, co jest obecnie na topie, wybieramy 3 zabawki "włączając" je do przygotowań, ujawniamy je stopniowo podczas pierwszych kilku dni poza domem, zazwyczaj w jakimś trudniejszym momencie dnia, gdy nadmiar wrażeń daje o sobie znać. Zawsze, czy jest to jednodniowa wyprawa do Rabki, czy wakacje w Japonii, zabieramy Lego Duplo. Jak Jaś z nich wyrośnie obiecuję wystosować oficjalny list dziękczynny do producenta, za tysiące uratowanych posiłków, podróży lądem, morzem i w przestworzach i oczywiście za wybitny  wkład w rozwój intelektualny i motoryczny Najmłodszego.
W podróż wyrusza też przynajmniej 1 książeczka - tematycznie zbliżona do miejsca podróży: np. do Birmy wzięliśmy "Morze".

zestaw obowiązkowy zwierząt towarzyszących posiłkom: w Krakowie...
...i Yangonie

chwila relaksu przy gorących źródłach w Kinosaki Onsen
Po drugie, staramy się zapewnić stałe elementy w diecie: w Japonii w gąszczu znaczków na opakowaniach wypatrzyłam dachy Santorini i tak Jaś zajadał się ulubionym jogurtem greckim, na szczęście wszędzie gdzie jeździmy są też banany. Prawie wszędzie mamy tez dostęp do jabłek, marchewek, czy naleśników. Kolejnym międzynarodowym dobrem kulinarnym są drożdżowe bułeczki.
o chlebie i wodzie - Ngapali Beach, Birma
Po trzecie, trzymamy się rytmu dnia - szanujemy pory drzemek, staramy się nie zarywać nocy, albo przynajmniej zapewnić mu spokojny kąt do spania.

popołudniowa drzemka w Chiang Mai
noc w samolocie
I wreszcie, otaczamy się znanymi akcesoriami: łyżka, śliniak, ulubiony ręcznik, czapeczka czy żółta kaczka do kąpieli stają się najlepszymi kompanami w wyprawach w nieznane.
A potem niezmiennie wracamy do domu - szczęśliwi, pełni wrażeń i spragnieni rutyny, bo przecież wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz