14.02.2015

NGAPALI BEACH - A LITTLE BIT OF HEAVEN

Działając według przetestowanego scenariusza na końcu birmańskiej przygody postanowiliśmy nieco zwolnić obroty. Tym razem wybór padł na najładniejszą, jak doniosły przewodniki i internet, plażę Birmy - Ngapali Beach.
Zanim postawiliśmy nasze zmęczone stopy na piasku mile zaskoczyła nas logistyczna strona miejsca: podróż samolotem z Mandalay trwała niecałe 2 godziny, do Yangonu można się dostać w godzinę, a nasz hotel (podobnie jak większość innych) położony jest zaledwie 15 minut drogi od lotniska. Doskonałej jakości obsługi doświadczyliśmy już na lotnisku, kiedy to zostaliśmy przechwyceni przez pracownika hotelu od razu po przekroczeniu progu hali przylotów. Miły pan załatwił za nas wszystkie formalności, łącznie z odprawą paszportową i odebrał nasze bagaże - przyjemna odmiana po blisko 2 tygodniach organizowania wszystkiego samemu.

Ale do rzeczy, oto werdykt: plaża jest absolutnie przepiękna, morze czyste i spokojne, jedzenie doskonałe, a Thande Beach Hotel i jego personel na najwyższym poziomie. 
Super trafiliśmy też jeśli chodzi o profil hotelu - Jaś był jedynym dzieckiem, a w hotelu wypoczywały w większości bezdzietne pary z Francji, więc było spokojnie i cicho - tego właśnie potrzebowaliśmy. Pewnie za rok lub dwa będziemy szukali na takich wyjazdach innych dzieci do towarzystwa dla Najmłodszego, ale póki co była to opcja idealna.
Trochę baliśmy się jak Jaś zareaguje na zwolnienie tempa i nasze plany leżenia na plaży, ale na szczęście w nicnierobieniu w nadmorskim kurorcie odnalazł się doskonale. 
Całe dnie spędzaliśmy na plaży - szerokiej, piaszczystej, z kilkoma restauracjami serwującymi doskonałe jedzenie (najlepsza grillowana barakuda jaką w życiu jadłam) i drinkami - niczego więcej nie było nam trzeba. Restauracja hotelowa może nie zachwycała (poza śniadaniami, które były prawdziwą ucztą), ale oferowała całkiem smaczne jedzenie w niezłych cenach.
Infrastruktura turystyczna wokół Ngapali Beach jest na pewno mniej rozwinięta, niż w podobnych miejscach w Tajlandii, ale naszym zdaniem to właśnie atut birmańskiego wybrzeża. Nie doświadczyliśmy zalewu hałaśliwych tancbud, tandetnych rozrywek, czy plastikowych pamiątek made in China. Nie było też nachalnych sprzedawców przemierzających plażę wzdłuż i wszerz.
Tak więc zgodnie z planem, odpoczęliśmy, nabraliśmy nowej energii i po 4 dniach, pełni słońca wyruszyliśmy do Bangkoku.
ładnie, prawda?






restauracja hotelowa
jaki ojciec, taki syn

niezawodna Tula
i równie niezawodne lego

siedzimy, jemy





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz