16.06.2015

EGZOTYCZNE PODRÓŻE Z DZIECKIEM - CO ON TAM JE?!

Gdy opowiadamy komuś gdzie byliśmy do tej pory z Jasiem (i gdzie jeszcze zamierzamy go zabrać;)) zaraz po pytaniu o zdrowie (apteczki, szczepienia, szpitale) słyszymy "co on tam je?". Najkrótsza (i chyba najwłaściwsza) odpowiedź brzmi: właściwie to samo co w domu. Dla bardziej wnikliwych poniżej przedstawiamy opis jadłospisu Jasia podczas naszych podróży po Tajlandii, Japonii i Birmie.
Co sześciomiesięczny Jaś jadł w Tajlandii?
Po konsultacjach z pediatrą i lekarzem medycyny podróży podjęliśmy decyzję o opóźnieniu o miesiąc rozszerzania diety Jasia, w konsekwencji w Tajlandii Najmłodszy wciąż karmiony był wyłącznie piersią. Kontynuowaliśmy jedynie ekspozycję na gluten podając mu codziennie kilka łyżeczek kaszki. Zmieniłam jedynie nieco godziny posiłków - temperatury były dość wysokie i karmiłam znacznie częściej, tak aby Jaś się nie odwodnił. Awaryjnie wzięliśmy ze sobą kilkanaście saszetek mleka Bebilon 2, na wypadek, gdyby zmiana strefy czasowej lub klimatu uniemożliwiła mi dalsze karmienie.
Więcej o podróżowaniu z niemowlakiem po Tajlandii tu.

Co roczny Jaś jadł w Japonii?
Po przewertowaniu przewodników i relacji podróżników ustaliliśmy, że nie bardzo możemy liczyć na jedzenie na miejscu. Żołądek rocznego malucha nie jest jeszcze przystosowany do przyjęcia sushi, czy ramen, gotowe dania dla niemowląt są trudno dostępne i mają dość specyficzne składy. Ulegliśmy też nieprawdziwym stereotypom, że w Japonii dostaniemy tylko ryż i surowe ryby. Zdecydowaliśmy się więc zabrać właściwie całe jedzenie z Polski. W podróż wyruszyliśmy więc z dodatkowym 7 kilogramowym bagażem, na który składały się kaszki z mlekiem instant i słoików z gotowymi posiłkami. Część słoików zastąpiliśmy przecierami w tubkach. Wzięliśmy też zapas batoników owocowych dla dzieci, które serwowaliśmy jako przekąski między posiłkami. Na miejscu kupowaliśmy jedynie świeże owoce, przekąski i serki lub jogurty na drugie śniadanie. Jaś podjadał dodatkowo z naszych talerzy ryż i makaron. Pilnowaliśmy również aby Jaś miał zawsze w zasięgu ręki bidon z wodą.
Jedzenie można było bez problemu podgrzewać w barach i restauracjach. We wrzątek do przygotowania kaszek zaopatrywaliśmy się w hotelu. Mieliśmy tez ze sobą kubek termiczny, więc gdy w porach śniadań i kolacji byliśmy poza hotelami, braliśmy gorącą wodę ze sobą i przygotowywaliśmy posiłki w samolocie czy pociągu.
Najmłodszy wydawał się być zadowolony z dostępnego menu - zaczął nawet entuzjastycznie reagować na dźwięk odkręcanego słoiczka i bez problemu jadł w każdych okolicznościach (zaliczyliśmy więc niezapomniane posiłki z bajecznymi widokami w japońskich ogrodach czy na pokładzie shinkansena).
Więcej o podróżowaniu po Japonii tu.
poproszę sushi!
 Co półtoraroczny Jaś jadł w Birmie?
Do Birmy wyruszyliśmy z małym chłopczykiem, który właściwie je już wszystko. Zachęceni udanym eksperymentem z "podróżującym bufetem" do Birmy zabraliśmy trochę gotowych obiadów w słoiczkach oraz kaszki na śniadanie i kolację. Założyliśmy, że na drugie śniadania i podwieczorki serwować będziemy lokalne owoce, warzywa i pieczywo. Dodatkowo zabraliśmy zapas owocowych batoników i kilka musów w tubce, do wykorzystania w awaryjnych sytuacjach.
W rzeczywistości miejscowe jedzenie wdrożyliśmy już po 4 dniach, kiedy to Jaś stanowczo odmówił nie tylko jedzenia obiadów ze słoika, ale i owocowych batoników i musów. Na szczęście dalej smakowała mu poranna i wieczorna kaszka z mlekiem. 
Postanowiliśmy dawać mu zatem to samo, co zamawialiśmy dla siebie. Jaś jadł więc głównie kurczaka lub ryby z ryżem i warzywami, albo smażony makaron . W restauracjach zamawialiśmy też w miarę możliwości "europejskie" posiłki: penne z sosem, naleśniki czy omlety. Założyliśmy, że trzeba proponować mu jak najwięcej różnych potraw, a on sam zdecyduje co jeść. W konsekwencji pod koniec podróży, podczas pobytu w Ngapali, Jaś żywił się prawie wyłącznie maślanymi bułeczkami  i pomidorami serwowanymi w hotelu oraz grillowaną barakudą. Wbrew naszym wcześniejszym obawom okazało się, że dziecko jest najedzone i zadowolone. Szczęśliwie ominęły nas także jakiekolwiek problemy żołądkowe Najmłodszego.
Więcej o praktycznych stronach podróżowania po Birmie tu.
śniadanie w Bagan
birmańska uczta

Podsumowując, kluczem do żywienia malucha podczas podróży jest dobre przygotowanie (warto ustalić, co proponuje lokalna kuchnia i zastanowić się co z tego można bez obaw zaserwować dziecku, a jakie produkty warto zabrać ze sobą). W restauracjach można dzielić się z dzieckiem swoim posiłkiem. Nie ma co liczyć na to, że niespełna dwuletni maluch zje "dorosłą"porcję, a jedząc z talerza rodziców zawsze ma co najmniej dwa dania do wyboru. Jeśli w menu nie znajdziemy potrawy odpowiedniej dla naszego dziecka warto pytać o możliwość przygotowania posiłku specjalnego - np. bez pikantnego sosu, czy owoców morza. 
Ostatecznie polecam też wrzucenie na luz - nawet jeśli nie uda nam się zapewnić naszemu dziecku w podróży idealnie zbilansowanej diety, to jak długo będzie jadał regularnie i w jego odczuciu smacznie, to na pewno będzie zadowolony i szczęśliwy, a po powrocie do domu wyrówna brakującą ilość mięsa, czy warzyw - w przypadku Jasia zawsze dba o to stęskniona Babcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz